MPJK – start z przygodami

Piątek upłynął pod znakiem przetasowań organizacyjnych. Przestało wiać, odwołano wyścigi. Podczas taklowania pech. Nie wiem w którym momencie, ale z topu masztu zniknął nam nowiutki wskaźnik. Szkoda. Nawet się nim nie nacieszyliśmy.

Wieczorem burza z piorunami. Nazajutrz słońce i mocny gorący wiatr. Miałem wrażenie, że jesteśmy w piekarniku z włączonym termo obiegiem. Wiatr tak mocny że załogi nie mogły wyjść z poru – zachodni basen LOK-u jest wąski i płytki, a wiało prosto w twarz. Nie mogąc wypłynąć, oraz by uniknąć kraksy na pagajach, udałem się do zaprzyjaźnionego serwisu Pana Kozłowskiego – Multisat, aby zorganizować silnik zaburtowy. Wielkie dzięki dla Pana Antoniego, który udostępnił małą 2,3 konną Hondę. Wypłynęliśmy, ale jeden wyścig mamy w plecy. Ten wygrał Rafał Słowik na Sensei z nową załogą, brawo. To będą chyba jego ostanie regaty na Sensei, bo wykleił łódkę ogłoszeniem o sprzedaży.

Kolejny wyścig: pierwszy Raptus za nim Fortifer Team my na trzecim, za nami Sensei .Układ trasy zmuszał do częstego halsowania. Po górnym znaku kurs baksztagowy po oczyszczalnię i powrót na genakerach na dolny znak. Ten wyścig był dla nas zapoznawczy. Wdrożyć młodego, ogarnąć sprzęt – było co robić. Co rusz piałem z zachwytu, płynęło się miodnie. Równe mocne podmuchy, walka z przechyłem. Cały czas podwieszeni na pasach i w trapezie. O to właśnie chodzi ! To nic że plączę się gennaker, to nic że nie możemy dociągnąć foka (zużyte szoty), ani go porządnie potem zrolować. Mimo, że nam odpływają konkurenci przyjemność żeglowania jest ogromna.

Możliwość komentowania jest wyłączona.